Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/186

Ta strona została skorygowana.

uchodzić za porządnego człowieka... A postępuje pan jak włamywacz albo morderca?...
Szymon otarł sobie chustką krople potu z czoła. Widocznie doszedł do przekonania, iż doktór Geradec jest graczem nielada i że może lepiej byłoby nie zwracać się wcale do niego. Ale ostatecznie — umowa jest warunkową... Zawsze można ją zerwać...
— O! o!... — silił się na swobodny uśmiech — jakich to wyrazów pan używa...
— Mówię ot tak!... przykładowo — rzekł doktór — nie wyrażam żadnych przypuszczeń... Precyzuję tylko sytuacyę i usprawiedliwiam wysokość moich żądań...
— Ma pan zupełną słuszność.
— A zatem powtarzam pańskie zapytanie: zgoda?...
— Zgoda!... tylko jedna mała uwaga! mógłby pan nieco oględniej traktować przyjaciela pani Mosgranem.
— A skądże pan wie, jak ja ją traktowałem? Czy ma pan w tym kierunku jakie informacye?
— Pani Mosgranem wyznała mi sama, że pan od niej nic nie wziął...
Lekarz uśmiechnął się dziwnie i szepnął:
— No tak, nie wziąłem od niej pieniędzy, ale ona mi i tak dużo dała... Pani Mosgranem — to jedna z tych pięknych kobiet, których względy ocenia się na wagę złota...
Zapanowała chwila kłopotliwego milczenia. Wreszcie lekarz podjął:
— Może moja niedyskrecya sprawiła panu przykrość? Może i pan pozostawał w czulszych stosunkach z panią Mosgranem... W takim razie — proszę mi wybaczyć... chociaż to wszystko niema już obecnie żadnego znaczenia — wobec tego, co się stało...
Westchnął smutnie:
— Biedna pani Mosgranem.
— Dlaczego pan tak ubolewa nad nią?...
— Jak to, nie wie pan, co się stało?
— Nie mam pojęcia.
— Nie wie pan nic o tym strasznym dramacie?!...