Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/200

Ta strona została skorygowana.

— Jego nazwisko? Jeszcześ nie odgadł?! Co prawda i ja nie wpadłem na to odraza!... A jednak to była jedyna możliwa hypoteza!...
— Jaka?!
— Chcesz wiedzieć?
— Błagam pana!... Zabiję go jak psa, ale chcę wprzód znać jego nazwisko...
A zatem...
Zapanowała chwila ciszy. Patrycyusz z zapartym tchem oczekiwał. Ale don Luis, pragnął odwlec jeszcze moment wyjaśnienia tajemnicy.
Rzekł on:
— Nie przygotowany jesteś jeszcze do poznania całej nagiej prawdy. Wolę ci ją odsłaniać stopniowo, w ten sposób, by wpoić w ciebie niezłomną ufność w moje rewelacye... Ten człowiek nie jest twoim ojcem, lecz nie nazywa się również Szymon Diodokis, nie jest Szymonem, chociaż przybrał jego powierzchowność, nazwisko i ruchy...
— Czy zaczynasz rozumieć? Czy mam ci jeszcze raz powtórzyć: „Nie mieliśmy do czynienia z dwoma zbrodniarzami. Nie było Essaresa, który rozpoczął piekielne dzieło i nie było Szymona, któryby je kończył”. Jeden tylko istniał zbrodniarz — ciągle czynny, usuwający ze swej drogi tych, którzy mu zawadzają, a w razie potrzeby, przyoblekając się w skórę swych ofiar! Zmieniwszy powierzchowność i imię — działał dalej świadomie i celowo... Czy rozumiesz już? Czy mam ci wymieniać nazwisko tego, który był duszą całej tej kolosalnej afery, który zmontował intrygę i prowadził ją pomimo wojny, pomimo oporu własnych wspólników... Zastanów się, Patrycyuszu, sięgnij myślą w przeszłość... Przypomnij sobie, co ci opowiadała Koralia... Kto był jedynym prześladowcą, bandytą, morderca? Kto był tym demonem, który wyrządził tyle złego twojemu ojcu i matce Koralii, pułkownikowi Fakhi, Grzegorzowi, Ya-Bonowi, Vacherotowi, kto usiłował wymordować, zgnębić wszystkich, wmieszanych w tę tragiczna awanturę... Czuję, że już zaczynasz domyślać się!... Jeżeli