— Owszem, jasne — rzekł Patrycyusz — tylko, że ta wiadomość nie pochodziła odemnie.
— Od kogóż więc?...
— Od pewnego niezwykłego człowieka, który te wszystkie zagadki rozwiązał z taką łatwością, jakby to była szarada w piśmie dla dzieci...
— Gdzież ten człowiek?
— Przybędzie tutaj niezawodnie.
— Jego nazwisko?
— Nie mogę tego wyjawić.
— O! o!... W czasach wojennych niełatwo taki sekret zatrzymać przy sobie...
— O! bardzo łatwo, panie Desmalions!... Jeżeli się tylko zechce... — odezwał się głos.
Sędzia Desmalions i Patrycyusz obrócili głowy i zobaczyli pana w długiem czarnem palcie i wysokim kołnierzyku. W stroju tym wyglądał na anglikańskiego księdza.
— Oto przyjaciel, o którym panu wspomniałem... — rzekł Patrycyusz, który z pewną trudnością rozpoznał don Luisa — ocalił mi życie i mojej narzeczonej... Odpowiadam za niego...
Don Luis zaczął bez żadnych wstępów:
— Panie sędzio! pański czas jest cenny, mój również — ponieważ opuszczam Paryż dzisiaj wieczorem, a jutro Francyę, powiem panu tylko rzeczy najważniejsze! A zatem: nasz Ya-Bon nie żyje!... zginął w walce z nieprzyjacielem... Są jeszcze inne ofiary w tej sprawie... znajdzie pan zwłoki niejakiego Grzegorza, który w rzeczywistości nazywał się pani Mosgranem, — tu na tej barce, zwłoki dozorcy Amadeusza Vacherota w jakiemś mieszkaniu przy ulicy Guimarda Nr. 18 i wreszcie w klinice dra Geradeca zwłoki Szymona Diodokisa...
— Starego Szymona?
— Szymon odebrał sobie życie. Kapitan Belval udzieli wszelkich potrzebnych panu w tym kierunku informacyi... Przypuszczam, że po rozpatrzeniu tej sprawy, dojdzie pan do wniosku, że należy ją zatuszować!... Ale to wszystko drobiazgi wobec
Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/206
Ta strona została skorygowana.