Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/212

Ta strona została skorygowana.

Patrycyusz na mostku, łączącym łódź z wybrzeżem zetknął się z Desmalionsem.
— Czy pański przyjaciel jest tutaj?
— Tak. Ale pan nie zamierza chyba...
— Proszę się nie lękać. Nie zamierzamy mu uczynić nic złego. Przeciwnie.
Zeszli po schodach do kabiny, w której Patrycyusz zostawił don Luisa. Ale kabina była pusta.
— Gdzież on?! — zapytał sędzia Desmalions.
— Nie wiem — uśmiechnął się Patrycyusz — zniknął!...
— Ale którędy?
— Zapewne musi być tutaj jakieś tajemne wyjście... Może mój przyjaciel wydostał się stąd w łodzi podwodnej...
— Łódź podwodna w Sekwanie?!
— Dla mojego przyjaciela niema rzeczy niemożliwych!...
Zdumienie sędziego spotęgowało się jeszcze, gdy zobaczył na stole list zaadresowany do siebie.
Przerwał kopertę i przeczytał list następującej treści:
Łaskawy Panie!
Proszę mi wybaczyć mój pospieszny odjazd, ale zmuszają mnie do tego okoliczności. Sytuacya moja w samej rzeczy niezupełnie jest wyjaśniona, staram się jednak służyć Francyi na swój sposób, może nie najgorszy. Mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze kiedy w życiu, a wówczas wytłomaczę panu pewne niezrozumiałe dzisiaj rzeczy... Będzie pan już wówczas — znam bowiem tajemne pańskie ambicye — prefektem policyi... Tymczasem proszę przyjąć zapewnienia mego najszczerszego szacunku“.
Sędzia Desmalions stał przez chwilę zamyślony z listem w ręku:
— Dziwny człowiek! Gdyby był zechciał powierzylibyśmy mu ważną misyę... To właśnie miałem mu zakomunikować...