Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

łatwiwszy interes z tobą, z nią będę mógł pomówić o sprawach daleko przyjemniejszych, nie wspominając już o tem, że byłaby ona dla mnie drogocennym zastawem, i że nie oddałbym ci jej aż dopiero po kompletnem dotrzymaniu naszej umowy. I tybyś nie skrewił, Essares, bo ty ją kochasz namiętnie, tę twoją Koralię. No i przyznaję ci, masz dobry gust.
Szybko przekręcił kontakt elektryczny i zapalił lampkę, która oblała jasnem światłem portret Koralii, wiszący na ścianie.
— Królowa tego domu, czarodziejka, bóstwo. — Królewska perła z skarbca bankiera Essaresa. Jakże piękna. Musi się podziwiać delikatne rysy jej twarzy, czystość owalu i tę szyję łabędzią, i te okrągłe ramiona. Essares, mówię ci mój stary, że tam, w naszych krajach, niema odaliski, którą wartoby porównać z twoją Koralią. Z twoją, a wkrótce moją. Bo już ja ją odnajdę. O Koralio, Koralio.
Patrycyusz spojrzał na młodą kobietę i zdawało mu się, że rumieniec wstydu czerwieni jej policzki. Sam zaś on przy każdem słowie pułkownika drżał z oburzenia i gniewu. Już sam ten fakt, że Koralia jest żoną innego sprawiał mu ból dotkliwy. A teraz ból potęgował się jeszcze uczuciem bezsilnej wściekłości, gdy słyszał, jak Fakhi wyrażał się o niej niby o jakiejś ściganej zwierzynie, która ma przypaść w udziale silniejszemu. Jednocześnie zaś kapitan zadawał sobie pytanie dlaczego Koralia pozostała tutaj w tej sali. Przypuściwszy, że nie mogła wydostać się z ogrodu, nic jej wszakże nie mogło przeszkodzić w udaniu się do drugiego skrzydła domu, gdzie mogła otworzyć jakiekolwiek okno i zawezwać pomocy. Dlaczego tego nie zrobiła? — Najwidoczniej nie kocha swego męża. Gdyby go kochała, stawiłaby czoło wszystkim niebezpieczeństwom, aby go tylko obronić. A tak musiała asystować w milczeniu przy scenie tortur i słuchać jęków męczonego męża.
— No dosyć głupstw — krzyknął pułkownik, odwracając się od portretu. Koralio, ty będziesz mo-