Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

ją najcudniejszą nagrodą, ale trzeba na to zasłużyć. Do czynu, towarzysze, skończmy z naszym przyjacielem. Na początek posuńmy go o dziesięć centymetrów. Parzy trochę, hę, Essares? Ale to jest do zniesienia. Poczekaj trochę, mój miły przyjacielu, poczekaj.
Uwolnił z więzów prawe ramię jeńca i ustawił przy niem mały stoliczek, na którym leżał ołówek i kawałek papieru.
— Oto przybory potrzebne do pisania. Jeżeli knebel przeszkadza ci mówić, pisz. Ty wiesz przecież o co chodzi. Kilka liter i będziesz wolny. Zgadzasz się? Nie? Towarzysze, dziesięć centymetrów, bliżej...
Następnie, zwracając się do leżącego na ziemi człowieka, rzekł:
— Tobie, Szymonie, nie zrobimy nic złego. Wiemy, żeś przywiązany do swojego, pana, ale że nie wtajemniczał cię on w żadne ze swoich sekretnych spraw. Zresztą pewny jestem, że będziesz milczał jak grób, bo słowo oskarżenia przeciwko nam będzie jednocześnie zgubą Essaresa. Rozumiemy się, nieprawdaż? No icóż, nie odpowiadasz? Może oni ci za mocno ścisnęli sznurkiem gardło. Poczekaj, pozwolę ci zaczerpnąć trochę powietrza.
Tortura Essaresa znowu się rozpoczęła. Z ust jego wydobywały się głuche jęki, tłumione przez knebel.
— A, do kaduka — rzekł Patrycyusz — czyż pozwolimy, ażeby oni go tutaj upiekli jak kurczę na rożnie?
Utkwił wzrok w Koraiil. Nie ruszała się z miejsca. Twarz miała ściągniętą konwulsyjnie, zmienioną prawie nie do poznania, ale oczu nie odrywała od straszliwego widoku.
— Jeszcze pięć centymetrów — krzyknął pułkownik.
Rozkaz został natychmiast wykonany. Ofiara jęknęła tak żałośnie, że Patrycyusz poczuł się wstrząśnięty do głębi.
— Jeszcze pięć centymetrów — zabrzmiał rozkaz.