należy. Bourneff, którego tamci trzej zapytywali wzrokiem o poradę, zdawał się być człowiekiem zdecydowanym na wszystko. Był to mężczyzna krępy, mniej elegancko ubrany aniżeli pułkownik i mniej autorytatywny, zdawał się jednakowoż posiadać więcej spokoju i zimnej krwi. O pułkownika wspólnicy jego przestali się zupełnie troszczyć. W grze, którą grali, stawka była zbyt wysoką, aby mogli tracić czas na próżne opłakiwanie nieboszczyka. Nareszcie Bourneff powziął decyzyę. Kilku krokami znalazł się przy krześle, na którem złożył kapelusz z popielatego filcu, i wyjął z tego kapelusza zwitek, na widok którego Patrycyusz Belval zadrżał. Była to delikatna, jedwabna czerwona taśma, identycznie podobna do tej, którą uduszono Mustafę Rowalowa. Bourneff rozwinął te taśmę, stwierdził na kolanie jej solidność, następnie powróciwszy do Essaresa obwinął mu nią szyję. Przedtem wyjął mu z ust knebel...
— Essares — rzekł ze spokojem, w którym było więcej siły aniżeli w uniesieniu i drwinach pułkownika — Essares, nie będę cię męczył. Tortury, to metoda, która wstręt we mnie budzi i nie chcę się do niej uciekać. Wiesz dobrze co czynić przystoi. I ja także wiem co mam zrobić. Jedno twoje słowo — jeden mój gest i wszystko będzie skończone. To słowo, które masz wypowiedzieć, to tak, lub nie. Ten gest, który ja wykonam, po wysłuchaniu twej odpowiedzi to albo zdjęcie więzów z twoich rąk, albo...
Przerwał na kilka sekund, poczem oświadczył:
— Albo silniejsze pociągnięcie tej zaręczam ci mocnej taśmy, to znaczy twoja śmierć.
Patrycyusz znowu utkwił badawczy wzrok w mateczce Koralii, gotów każdej chwili do interwencyi, gdyby spostrzegł w niej coś innego oprócz biernego przerażenia. Ale zachowanie się młodej kobiety nie zmieniło się w niczem. Widocznie nie chciała stawiać oporu najgorszym ewentualnościom. Nie zamierzała bronić swego męża w obliczu
Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/36
Ta strona została skorygowana.