Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/40

Ta strona została skorygowana.

— Czy kuferek jest w tym pokoju?
— Tak, pomiędzy pierwszem i drugiem oknem, poza moim portretem.
Bourneff zdjął portret Essaresa naturalnej wielkości i rzekł:
— Mam go. A klucz?
— Niema klucza. Zamek otwiera się na litery „Kora”. Kuferek nie jest zbyt głęboki. Wyciągnij rękę. Znajdziesz tam cztery portfele.
Bourneff wykonał ściśle polecenia Essaresa i pokazał się w kręgu światła, trzymając w rękach cztery portfele.
Drżącemi rękami rozwiązał sznurek owijający jeden z portfeli... Głosem zduszonym ze wzruszenia wyszeptał:
— Tysiączki... Dziesięć paczek po sto tysięcy...
Brutalnie, jakby gotowi do bójki o swoją część łupu — wspólnicy wyciągnęli chciwie ręce... każdy porwał swój portfel... Palce ich trzęsły się febrycznie, gdy liczyli banknoty...
— Dziesięć paczek... Wszystko w porządku... Milion franków...
I nagle jeden z nich wykrzyknął:
— Uchodźmy stąd! — uchodźmy!...
Ogarnęła ich jakaś szalona trwoga. Nie mogli sobie wyobrazić, ażeby Essares oddawał im dobrowolnie tak kolosalny majątek, nie powziąwszy uprzednio jakiegoś planu, któryby mu umożliwił odebranie tych pieniędzy, zanim oni opuszczą ten pokój... Może sufit się zawali nad nimi, może zapadnie się podłoga, albo zesuną ściany...
Patrycyusz Belval również nie wątpił, że Essares przygotowuje odwet... To nie był człowiek, któryby oddawał łatwo miliony, jeżeliby nie miał jakiejś tajemnej możności odzyskania ich.
Bourneff odzyskawszy trochę zimnej krwi, powstrzymał swoich towarzyszów i rzekł:
— Nie róbcie głupstw. Gdybyśmy go tak zostawili, mógłby się odwiązać i pogonić za nami.
Przywiązano zatem do poręczy fotela drugą rękę Essaresa, który wyrzucił przez zęby: