Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/41

Ta strona została skorygowana.

— Głupcy, idyoci! Przybyliście tutaj, ażeby mi ukraść tajemnic ę, której niesłychaną doniosłość znacie dobrze, a tracicie głowę dla głupich czterech milionów. Trzeba jednak przyznać, że pułkownik był bardziej żarłoczny.
Wpakowano mu znowu knebel w usta, a w dodatku Bourneff wymierzył mu potężny cios ręką w głowę, który Essaresa na chwilę kompletnie ogłuszył.
— W ten sposób nasz odwrót jest zabezpieczony — rzekł Bourneff.
Jeden z tamtych zapytał:
— A co z ciałem pułkownika? Czy go tutaj zostawimy?
— Dłaczegóżby nie?
Widocznie jednak takie rozwiązanie sprawy wydało mu się nieodpowiedniem, ponieważ po chwili oświadczył:
— Jednakowoż nie leży to bynajmniej w naszym interesie, abyśmy jeszcze więcej kompromitowali Essaresa. W naszym interesie wspólnym jest, abyśmy jeszcze znikli wszyscy jaknajszybciej. Wobec tego przeklętego listu pułkownika do prefektury.
— A zatem?
— Zabierzemy go do auta i wyrzucimy gdzieś po drodze. Niech się tam policya nim zajmie.
— A jego papiery?
— Weźmiemy je po drodze. A teraz pomóżcie mi!...
Podwiązali ranę trupa, chcąc powstrzymać broczenie krwi — poczem zabrali zwłoki.
Patrycyusz, słysząc ich pospieszne kroki w przyległym pokoju — oczekiwał, że teraz coś się stanie.
— Teraz bezwątpienia Essares lub Szymon nacisną jakiś tajemniczy guzik lub sprężynkę — i tamci wpadną w pułapkę.
Essares nie poruszył się nawet. Szymon trwał również bez ruchu. Kapitan słyszał trzask zamykanych drzwiczek, łoskot motoru i sapanie odjeżdżającego auta.