Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

dziękowania i bez słowa gniewu Essares zerwał się i utykając boso pobiegł prosto do aparatu telefonicznego umieszczonego na stole. Zadzwonił, zdjął słuchawkę i zawołał:
— Proszę mię połączyć z numerem 3940.
Następnie zwrócił się do swojej żony:
— Odejdź stąd.
Zdawało się, że nie słyszała zupełnie. Nachyliła się nad starym Szymonem i jego także uwolniła z więzów.
Przy telefonie Essares niecierpliwił się.
— Hallo. Proszę pani, to nie na jutro, tylko na dzisiaj i to natychmiast. 39 — 40.
I odwracając się do Koralii powtórzył tonem rozkazującym:
— Odejdź.
Uczyniła głową znak, że nie odejdzie. Zacisnął wówczas rękę w pięść i grożąc powtarzał:
— Odejdź. Rozkazuję ci odejść. I ty masz odejść Szymonie.
Stary Szymon dźwignął się z ziemi i bez słowa protestu wyszedł z pokoju. Koralia nie ruszyła się.
— Odejdź, odejdź! — wołał Essares.
Ale Koralia postąpiła kilka kroków bliżej ku niemu i skrzyżowawszy ręce na piersi, trwała w swoim uporze.
W tej samej chwili widocznie połączono Essaresa z żądanym numerem, bo zawołał:
— 39 — 40, a dobrze!
Zawahał się na chwilę, najwidoczniej obecność Koralii była mu wielce niewygodną. Nie mógł wszakże tracić czasu. To też po chwili wahania, zaczął mówić gwałtownie:
— To ty, Grzegorzu? To ja, Essares. Hallo... Tak, telefonuję do ciebie z mego mieszkania. Nie traćmy czasu. Słucham...
Przerwał na chwilę i potem mówił dalej:
— Słuchaj, Mustafa nie żyje. Pułkownik także. Nie przerywaj mi. Albo wpadniemy w pułapkę. Tak, wpadniemy w pułapkę. I ty także. Słuchaj,