przyszli wszyscy: pułkownik, Bourneff, cała banda, i okradli mnie prze ???[1]
Wyekspedyowałem pułkownika na tamten świat. Tylko, że on przedtem napisał list do prefektury, denuncyuyący nas wszystkich. List przybędzie wkrótce. Rozumiesz?... Bourneff i jego trzej towarzysze — będą chcieli ukryć się w bezpiecznem miejscu... Przypuszczam, że jaką godzinę lub najwyżej za dwie — będą u ciebie... To najpewniejsza kryjówka... Oczywiście oni nie mają pojęcia, że my ją znamy... Pomyłka jest wykluczona... Przybędą napewno...
Essares umilkł. Po chwili namysłu ciągnął dalej:
— Czy masz drugi klucz od tych drwi?... Tak?... No, to dobrze!... Masz także dublety kluczów do skrytek? Doskonale!... Więc gdy ci hultaje zasną — wkradnij się tam do nich i przetrząś wszystkie skrytki... Niezawodnie umieszczą tam — każdy swoją część łupu... Odnajdziesz z łatwością... Poznasz te moje portfele... zabierz je i jak najprędzej przybądź do mnie...
Nowa pauza. Tym razem Essares słuchał, gdy tamten mówił:
— Co powiadasz? Tutaj? do mego mieszkania?!... Zwaryowałeś chyba!... Nie mogę tutaj przecież pozostać po denuncyacyi pułkownika!... Koło południa czekaj na mnie w hotelu przy stacyi... Gdybym się spóźnił cokolwiek — możesz spokojnie zjeść śniadanie!... Hallo!... Zrozumiałeś?... Dowidzenia.
Essares odłożył słuchawkę i siadłszy na fotelu, na którym przed chwilą poddawano go torturom — zaczął wciągać skarpetki i nakładać obuwie. Ból chwilami wykrzywiał grymasem przykrym jego usta — ale ruchy były spokojne — tak jak u człowieka, który nie ma powodu do zbytniego pośpiechu.
Koralia nie spuszczała męża ani na chwilę z oczu.
— Powinienem odejść!... — pomyślał kapitan Belval trochę zażenowany tem, że będzie zmuszo-
- ↑ na podstawie porównania z innym wydaniem