Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

— Nie jestem twoją żoną!... Nie czuję dla ciebie nic prócz wstrętu i nienawiści... Nie chcę cię widzieć więcej i choćbyś mi niewiem jak groził — nie pójdę za tobą!...
Wstał z fotelu i zacisnąwszy pięście rzekł, podkreślając dobitnie wyrazy.
— Co?... coś ty powiedziała?!... Śmiesz mi to mówić w oczy — twojemu mężowi i panu?!... Gdy cię zawezwę — musisz przybyć!...
— Nigdy!... Przysięgam to Bogu!... jak pragnę zbawienia wiecznego!...
Essares zadygotał z wściekłości. Fizyognomia jego nabrała wyrazu zwierzęcego okrucieństwa:
— Więc chcesz pozostać?!... Dlaczego?!... Aha!... odgaduję!... to jakieś sprawy sercowe!... Więc w twojem życiu jest coś takiego, o czem ja nie wiem!... Milcz!... milcz!... Nienawidziłaś mnie zawsze!... Żyliśmy obok siebie jak dwoje śmiertelnych wrogów... Ale ja cię kochałem!... Mało że kochałem — ubóstwiałem!... Jedno twoje słowo — a byłbym u twoich nóg... Ale ty czujesz do mnie wstręt!... I ty myślisz, że ja rozpocznę nowe życie bez ciebie?... Raczej zabiłbym cię — moja ślicznotko!...
Palce jego kurczyły się nakształt szponów drapieżnego ptaka, gotowego uchwycić zdobycz... — zgrzytał nerwowo zębami... krople potu lśniły mu na czole...
Ten wybuch wściekłości zdawał się nie wywierać najmniejszego wrażenia na Koralię. Na jej ślicznej twarzyczce nie malowało się żadne inne uczucie — prócz pogardy i wstrętu.
Essares po chwilowej przerwie oświadczył:
— Będziesz żyła ze mną Koralio... Chcesz czy nie chcesz, ale jestem twoim mężem... uczułaś to przed kwadransem, kiedyś pragnęła mnie zabić, a mordercza broń wypadła z twej ręki... I tak będzie zawsze... Bunt twój stłumię i powrócisz do tego, kto jest twoim prawowitym mężem...
— Zostanę tutaj — odparła — po to, aby wal-