Patrycyusz przez kwadrans w towarzystwie swego Senegalczyka oczekiwał w pokoju bilardowym na dalszy ciąg wypadków. Wreszcie po upływie 15-tu minut do pokoju wprowadzono Szymona, jakoteż pokojówkę Koralii.
Stary sekretarz zdawał się być zgnębionym kompletnie śmiercią swojego pana i perorował coś sam do siebie półgłosem, robiąc przytem dziwaczne miny. Patrycyusz zadał mu pytanie. Szymon szepnął mu na ucho:
— To jeszcze nie skończone. Tu jeszcze będę dziać się rzeczy! Co za rzeczy!... Nawet dzisiaj.
— Dzisiaj? — zapytał Patrycyusz.
— Tak, tak — powtórzył stary, trzęsąc się na całem ciele i więcej nie rzekł już ani słowa.
Natomiast pokojówka okazała się rozmowniejszą, gdyż opowiedziała następujące szczegóły:
— Przedewszystkiem, proszę pana, dzisiaj rano pierwsza niespodzianka. Ani portyera, ani lokaja, ani woźnicy. Wszyscy trzej zniknęli. Potem o godzinie wpół do siódmej pan Szymon zawiadomił nas, że pan zamknął się w bibliotece i że nie wolno mu przeszkodzić nawet przez podanie śniadania. Pani czuła się nieco cierpiąca. Podałam jej czekoladę o godzinie 9-tej. O godzinie 10-tej jak zwykle wyszła z panem Szymonem. Szybko sprzątnęłam pokoje, a potem gawędziłam sobie z kucharką w kuchni. W chwili, kiedy na zegarze biła godzina 12-ta, zadzwoniono gwałtownie do drzwi wejściowych. Wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam auto,
Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/60
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ VII.
23 MINUTY PO 12-TEJ.