w którem siedziało czterech panów. Otworzyłam natychmiast. Okazało się, że to są panowie z policyi i chcą się widzieć z naszym panem... Prowadzę ich. Pukamy. Zaczynamy trząść drzwiami, zamkniętemi na klucz. Żadnej odpowiedzi. Wreszcie komisarz kazał wyłamać zamek. I oto... oto... straszny widok przedstawił się naszym oczom. Nasz biedny pan martwy, z głową w żarzących węglach!.. Ach, cóż to musieli być za łajdacy!... Ponieważ zamordowano go, nieprawdaż? Wprawdzie jeden z tych panów, zdaje się, że doktor, mówił, że to mógł być atak apopleksyi, ale mnie się zdaje...
Stary Szymon słuchał, nie mówiąc ani słowa. Ciągle jakby ogłuszony, skubał swoją siwa brodę. Oczy jego były ukryte za żółtemi szkłami okularów. Nagle przerywając opowiadanie pokojówki, zachichotał niesamowicie, zbliżył się do Patrycyusza i znowu powiedział mu na ucho:
— Należy się obawiać!... Pani Koralia... Trzeba ją ukryć, natychmiast!... Jeżeli nie, to biada jej...
Kapitan zadrżał i chciał zadawać dalsze pytania. Nie zdążył jednak, albowiem agent policyjny przyszedł po starca, ażeby zaprowadzić go do biblioteki.
Przesłuchanie Szymona trwało dość długo. Następnie przesłuchiwano kucharkę i pokojówkę, poczem komisya udała się do Koralii. O godzinie 4-tej przybył nowy automobil. Patrycyusz ujrzał przechodzących przez westybul dwóch eleganckich panów, którym wszyscy kłaniali się bardzo nizko. Poznał ministra sprawiedliwości i ministra spraw wewnętrznych. Ministrowie odbyli konferencyę w bibliotece, poczem odjechali. Wreszcie dopiero koło godziny 5-tej przyszedł agent po Patrycyusza i polecił mu iść na I-sze piętro. Wprowadzono go do niewielkiego buduaru, w którym znajdowały się dwie osoby: Koralia oraz ów wyższy urzędnik policyi, który prowadził całe śledztwo.
Był to jegomość, lat około 50-ciu, pokaźnej tuszy o twarzy szerokiej i nalanej, w której żywo błyszczały oczy bystre i inteligentne.
Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/61
Ta strona została skorygowana.