Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/69

Ta strona została skorygowana.

ręce innego człowieka. Proszę zestawić te dwa fakty, a nasuwa się z nieubłaganą logiką wniosek, że pierwsza zbrodnia, której dalekie echo doszło do mnie — popełnioną została tutaj — w tym domu, w tej samej bibliotecznej sali, gdzie wczorajszej nocy rozegrały się tak dramatyczne sceny...
Ta rewelacya zdawała się wywierać silne wrażenie na urzędniku. Mimo tego pan Desmalions zaprotestował:
— Dwa fakty bezsporne powiada pan? Pozwolę sobie zwrócić uwagę pańską na fakt, że nie znaleźliśmy zwłok tego człowieka, który miał być według pańskich rewelacyi — o godzinie 7 minut 23 zamordowany.
— Zwłoki się znajdą...
— Przypuśćmy. Teraz co do samego medalionu ametystowego... Skądże ta pewność, że Essares-bey odebrał go ofierze mordu, a nie wydostał skądinąd? Nie wiemy nawet, czy on był o tej porze w bibliotece...
— Ja wiem że był.
— Skąd ta pewność?
— W kilka minut, później telefonowałem do niego i on odpowiedział mi... A nawet, uprzedzając wszelkie ewentualności oświadczył mi, że poprzednio telefonował do mnie, ale go rozłączono...
Pan Desmalions po krótkim namyśle zapytał:
— Czy on wychodził dzisiaj rano z domu?
— O tem może nas poinformować pani Essares...
Koralia, nie podnosząc oczu, aby się nie spotkać ze wzrokiem Patrycyusza odparła:
— Nie sądzę, aby wychodził.
— Pani widziała się z mężem dzisiaj przedpołudniem?...
— Trzy razy pomiędzy godzina 7-mą a 9-tą pukał do moich drzwi... Nie otwarłam wszakże... Koło jedynastej wyszłam z domu... Słyszałam, że pan Essares woła starego Szymona i wydaje mu polecenie, aby mi towarzyszył... Szymon dogonił mnie na ulicy. Oto wszystko — co wiem....