mień dumy, lub ból ciężki, głuchy posępnym cieniem zasępi oblicze.
Cóż to za odgłos aż tu zbudził echa, aż królowie powstali z purpurowych tronów i zgodnym hymnem wtórzą ziemskiej pieśni? — To głos Zygmunta tak potężnym dźwiękiem wydzwonił — jak co roku — uroczystą chwilę Narodzenia Dzieciątka w Betleem.
Przebrzmiała pieśń z ostatniem uderzeniem dzwonu, echo w oddali milknie, — królowie znowu zasiedli u stołu, tylko Bolesław Chrobry, na Szczerbcu oparty, stoi i czeka.
Zatętniała ziemia, zachrzęściały pancerze, słychać głuche uderzenia: ktoś kołacze do wrót podziemnego zamku.
Wielki król ruszył z miejsca i dąży ku wyjściu: wszak to jego rycerze, jego nieśmiertelni towarzysze bojów i chwały.
Dotknięciem Szczerbca rozwarł potężne podwoje i stoi przed nimi w blasku nieśmiertelnym.
Tak patrzą na się chwilę.
Hufiec rycerzy w żelaznych zbroicach, na żelazem okutych koniach, w oznaczonej godzinie stanął przed swym wodzem, oczekuje rozkazu.
— Czy już czas, królu, panie nasz? — pytają.
— Nie wybiła jeszcze godzina, rycerze moi, wojownicy moi! — odpowiada Bolesław.
I zapadają się ciężkie zapory, odcięły znowu wodza od rycerzy, i hufiec zbrojny spieszy napowrót, skąd przybył.
Spieszy ku Tatrom śnieżnym i uśpionym. Tam w głębokiem podziemiu pod sennym Giewontem,
Strona:Legendy, podania i obrazki historyczne 02 - Chrobry.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.