a wszyscy pełni męstwa i odwagi. Bolesław witał przybyłych gościnnie, spoglądał na nich z dumą i miłością: oto obrońcy kraju, towarzysze trudów, jego chwała i sława; za ojczyznę oddają krew i życie, weselą się dzisiaj, a iluż nie wróci do domu?
Przy stole gwar panował: liczono obecnych, mówiono o tych, którzy jeszcze nie przybyli, ktoś wspomniał o ukaranych młodzieńcach. Szkoda ich: byli młodzi i odważni, kochali kraj i króla, mogli być pożyteczni. Marnie zginęli.
Król westchnął głęboko i zasępił oblicze.
Spostrzegła to królowa i spytała:
— Czy radbyś, mężu, widzieć ich jeszcze przy życiu?
— Tak — rzekł Bolesław — szkoda krwi i sił młodych, niechby je oddali na służbę krajowi.
Wtedy królowa schyliła się do nóg mężowi, wyznając, że ocaliła młodzieńców, że dotąd żyją, ukryci w klasztorze, pokutując surowo za swe przewinienie.
— Chcesz im przebaczyć, panie? Wszystko w twojej mocy...
Król był rad i wzruszony; żonę uściskał, posłał gońca po uwięzionych, a gdy stanęli przed nim pełni skruchy, przebaczył winy, kazał dobijać się sławy, wiernie służąc ojczyźnie.
I pozyskał w nich dzielnych rycerzy, których dla tego dziwnego zdarzenia zwano powszechnie: bracia zmartwychwstańcy.
Strona:Legendy, podania i obrazki historyczne 02 - Chrobry.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.