Gdy na targowisku prasy był gwar tylko dokoła dwóch nazwisk, mogliśmy tylko o dwóch mówić, pomiędzy dwoma wybierać, odrzucać szarlatańską dyktaturę jednego, podnosić kulturalną godność ludzką drugiego kandydata
Polityka, która waży to, co ma pod ręką, nakazywała nam dawać kreskę Kucharzewskiemu, aczkolwiek w oczach naszych nie był on politykiem; podobnie, jak z pośród dwóch kucharzy przełożylibyśmy takiego, który wcale gotować nie umie, nad takiego, który wybornie gotuje... trujące grzyby. O trzecim, o którym nikt nie mówił, moglibyśmy tylko napomykać i wyglądać, azali się nie zjawi.
I oto naraz padło na szale wyborcze nazwisko jednego z robotników, którego imię szczytnie znanem jest zresztą ogółowi od lat pięciuset. (Imię — Jagiełło!)
To zmusza nas do zastanowienia się, czy ów jeden z kurji robotniczej miałby prawo przyjąć mandat.
Mogą tu nasunąć się dwa skrupuły.
Czy przedstawiciel robotników może kandydować z Warszawy wbrew wszystkim głosom z burżuazyi polskiej?
Tak!
Skoro wszystkie głosy z burżuazyi polskiej stale zapominają, że przedstawicielem narodu może być przedstawiciel klasy, wytwarzającej wszystkie materjalne dobra,