zdarza się, że mąż idzie z żoną pod rękę, że oboje sprawiają wrażenie zakochanej pary gołąbków, Newezendechy z Benewezendechem, a w tej samej chwili, żona bez paszportu, wyrobionego w cyrkule za zezwoleniem męża, odbywa fantastyczne podróże po krainie marzeń, albo mąż ucieka myślą od żony w dziedzinę spekulacyi filozoficznej... lub giełdowej...
Małżonek całuje nieraz swoją małżonkę, biorąc sobie w ten sposób drobną nagrodę za sprawiony jej ogromny kapelusz, a ona myśli w tajnikach swojej duszy: „Mój Boże! jak on cuchnie od pewnego czasu temi cygarami“. I jeżeli tę myśl wypowiada głośno w formie: „odsuń się, drogi Józiu!“ — to często w zanadrzach duszy ukrywa inną dodatkową: „dlaczego ten Alfred pali daleko lepsze papierosy — nie czuć go przy pocałunku?!
A mąż chodzi sobie po pokoju — i mówi do żony: „Moja duszko! może wyszlibyśmy dziś razem!“ — pocichu zaś myśli: „Mój Boże! jaka ona nudna!“ I modli się w duchu, aby rzekła: „Kochanie! jestem zmęczona — idź sobie sam!“ A usłyszawszy te słowa, wychodzi z miną smętną. I żona nie wie, jak mąż śmieje się radośnie w duszy, że może iść sam, podobnie jak on nie odgaduje, że ona w tej chwili myśli: „ech, gdyby Alfred przyszedł wypadkiem dzisiaj!“
I po odejściu idzie... spać?... Nie!... idzie
Strona:Leo Belmont - Czego nie wiecie o waszych mężach.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.