łej małżeńskiej blizkości z brzydką i głupią zarazem — tak brzydką, że jej głupota nie znajduje ukrycia w cieniu pięknych włosów, tak głupią, że żadne piękno duszy nie opromienia swoim blaskiem pomyłek jej twarzy. Mąż takiej żony nie potrzebuje sobie kompensować jej braków przygodnemi miłostkami na stronie...
O! on ją kocha prawdziwie, bo on kocha jej posag. Ona sama zaś jest symbolem posagu. „Moja żona — mówił mi jeden z takich mężów z zachwytem — ma wszystkie zęby, plombowane złotem!“ „Wiesz Pan — rzekłem mu — w Ameryce ktoś wpadł na myśl eksplotatacyi złota na cmentarzach — z zębów umarłych milionerek: „Ach! — westchnął — możnaby je zachować w banku na pamiątkę... i pobierać procent od wspomnień... Ale czy każdy ma okazję do zostania szczęśliwym wdowcem?!“...
Małżonek, który pieści posażną żonę — w tęczówkach jej oczu widzi tęcze storublówek — w dźwięku jej głosu słyszy brzęk złota — w kaskadach jej śmiechu odkrywa miłe dzwonienie srebra — nawet w falowaniu jej piersi widzi symbolicznie haussę i baissę papierów na giełdzie — jeszcze przed ślubem oczekuje z utęsknieniem jej listów... zastawnych — po ślubie wpatruje się w jej oczy z rozkoszą, jak w cedułę, całuje ją... odbywa całe kursy pocałunków... i zawsze przy tem w myśli
Strona:Leo Belmont - Czego nie wiecie o waszych mężach.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.