że Opatrzność pozwoli mu jeszcze kiedyś na gwiazdach spotkać dobrego ducha jego wielkiej żony — kiedy zapytywał siebie, dlaczego Bóg nie oszczędził ludziom bólu rozłąki z ukochanymi, z ust jego wyszło zdanie cudowne — choć nic wspólnego nie mające z racjonalizmem:
„Wierzę, że Bóg raczej nie jest wszechmocnym, niż, że może być tak niedobrym!...“ Żałował, że żyć musi — kiedy jej niema — ażeby mógł ukończyć swoje zadanie na świecie... Był jeszcze w pełni sił...
Inaczej zachował się stary, 80-letni chemik francuski Berthelot. Miał on żonę, która... wiedziała o nim wszystko. To nie znaczy, że opowiadał jej w epoce miodowych miesięcy wszystkie anegdotki pieprzne, jakie znał wszystkie skandaliki kawalerskiego żywota, z przechwałkami na tem at swojej bohaterskiej męzkości, usprawiedliwiającej... sterane siły, jak to bywa w modzie u poczciwych filistrów. To znaczy, że przez 60 lat ona była mu osłodą w jego pracy — wspólniczką wszystkich jego nadziei i wszystkich jego trosk — że oczekiwała go przez lat 60 z tem samem biciem serca i spotykała z tym samym ciepłym uśmiechem — że co ranka żegnała go z żalem — acz bez cienia przesadnego sentymentalizmu — że zrosła się z nim całą duszą, zgadywała każdą jego potrzebę — że była źrenicą jego oka, strzegącą go i strzeżoną przez niego, — że stawali się
Strona:Leo Belmont - Czego nie wiecie o waszych mężach.djvu/38
Ta strona została przepisana.