lżej. Bez Kokotty moja dobra żona nie odeszłaby odemnie nigdy!“
Nie opuściła go... A gdyby zechciała, znaleźliby się amatorzy, którzy towarzyszy liby jej chętnie. Posiadała bowiem klasy czną piękność marmurowego posągu, zęby olśniewające w dźwięcznem srebrze uśmie chu i czarujące słodko — niewinnem spojrze niem oczy, które opiewał czuły poeta Gerard de Nerval. Ten sam, co pięknie prze łożył intermezzo Heinego na francuzkie i powiesił się pewnego mglistego ranka na latarni ulicznej...
Z tą, jakby się zdawało, głupią kobieciną, w istocie zaś — miłą prostaczką, po siadającą nieuczony wdzięk naturalnej inteligencyi serca, Heine czuł się szczęśliwym przez lat 20 blisko — o ile mu życia nie truł jad oszczerstw jego wrogów i dotkliwe cierpienia choroby... Zresztą i wtedy była dlań osłodą...
Nie wiedziała ona, czem jest jej mąż, ja ko umysł twórczy i to może dodawało czaru jej miłości w jego oczach. Bo Heine czuł, że od pierwszej chwili, gdy uległa wreszcie jego burzliwej namiętności, kochała w nim nie poetę, ale zwyczajnego człowieka, swojego Henri, albo jak on mówił żartobliwie o sobie: „Un rien“ (nic!). Nie pokochała go przez pryzmat te go, co czynił dla innych — przez szkło uwielbień cudzych — przez to, czem był dla świata — pokochała go za to, czem
Strona:Leo Belmont - Czego nie wiecie o waszych mężach.djvu/53
Ta strona została przepisana.