Strona:Leo Belmont - Jej pierwsza noc miłości.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.
—   4   —

remu umarła taka śliczna pani“ — jak wyraziła się w rozmowie z panną Zofią. Zresztą każda z sióstr przed wyjazdem uważała za swój obowiązek, zajść do kuchni, dać Zuzi kilka ważnych wskazówek co do opieki nad panem i ofiarować hojny datek dla pobudzenia jej gorliwości.
Zuzia wzdragała się przyjmować te datki, zapewniała, że „wszystko jedno — i tak panu krzywdy nie będzie“, ale siostry tak mocno nalegały, że drobne prezenty i srebrne pieniążki składała do kuferka, ocierając ciągle łzy nad losem „biednego pana i takiej ślicznej i dobrej, jak anioł, pani, która mogłaby przecie jeszcze żyć... Bo i co by to Panu Bogu szkodziło?..“
Wyjechały wreszcie... Ich dobre twarze jeszcze raz, na schodach, rzuciły mu z poza welonów żałobnych siostrzany rozkaz:
Żyj!..
Kiwnął im głową z poczciwym uśmiechem pokory i wdzięczności za ich troskliwość.
Pozostał sam...


∗             ∗

Postanowił być rozsądny... Jąć się pracy natychmiast. Wyszukał w biórku napoczęty przed trzema miesiącami, zaniedbany od czasu choroby żony rękopis — i wysztychował tytuł nowego rozdziału: „Kwestja polsko-litewska“.
Umoczył pióro — i... wpatrzył się w litery własnego pisma. Wydały mu się dziwnie obce... Schylił się nad papierem i przypatrywał się długo... Z papieru podnosiła się pustka szydercza i spotykała się z drugą pustką, ziejącą z jego głowy.
Czuł, że niema ani jednej myśli w głowie. Rzucił pióro. Powstał. Rozejrzał się po ścianach pokoju. I zdawało mu się, że od wszystkich sprzętów idzie zimny dreszcz do jego duszy. A wszystkie kąty mówiły do