Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

czasowego pobytu ściągające arystokratów i finansistów kąpiele morskie w N. — postanowiła wystąpić incognito. Zamaskowaniu pomagały żałobne szaty, które nosiła od kilku miesięcy po mamie Rançon, zmarłej po burzliwem życiu w klasztorze Wizytek w Perpignan, kanonizowanej po śmierci w wyobraźni pani Dubarry na świętą i opłakanej gorąco a krótko.
Nadto wynajęła sobie willę, wysuniętą na sam kraniec uzdrowiska, na mało uczęszczanej części wybrzeża, w dali od gwaru kasyna i pomostu spacerowego, idącego ponad fale. Rzadcy spacerowicze, zapuszczający się aż pod jej willę, napotykając zawsze samotną kobietę w czarnych sukniach, czasem z tomikiem w ręku, wyglądającym na modlitewnik, majestatyczną w chodzie, zakwefioną, lub przy odsłoniętym woalu odwracającą melancholijne oczy ku morzu — nie domyślali się, że mają przed sobą słynną Dubarry. Zresztą od jej wystąpień na dworze minęło lat zgórą sześć — od czterdziestki oddzielały ją zaledwie trzy lata — (był to rok 1780-y); jakkolwiek była jeszcze zawsze piękną, ale na inny swoisty sposób i wobec zmiany nie tyle rysów, co wyrazu twarzy, — zmiany głębokiej, w istocie trudno było ją poznać, zwłaszcza tym, co bodaj nigdy nie widzieli jej osobiście, a znali tylko z portretów choćby najdoskonalszych. Trzeba było mieć wprawne oko kawalera de Morande, który ją dwakroć widział przelotnie na tajnych wizytach u mamy Rançon, w czasie, gdy wstępowała na posadzki salonów hr. Dubarry, i studjo-