Od strony Paryża raz po raz dochodził huk wystrzałów...
Pani Dubarry po każdym odgłosie, przynoszonym przez wiatr, wzdrygała się...
Huczały armaty ludu, zdobywającego Bastylję. Odpowiadały działa forteczne — coraz słabiej i słabiej. Szanse obrony wobec wyczerpywania się skromnych zapasów amunicji malały. Któż kiedy myślał o tem, że... „motłoch Paryski“, popchnięty przez „Kanalję burżuazyjną“, waży się targnąć na symbol absolutyzmu — w samem sercu Francji — w stolicy!
Służba z pałacu Luciennes wyległa od rana przed bramy. Tężyła uszy w stronę Paryża. Śledziła ruch wojsk, które wezwane przez sztafetę, przeciągały po szosie w szalonem tempie na ratunek monarchji, gdyż oddziały gwardji, ulokowanej w stolicy, bądź były niepewne, bądź już zdradziły, łącząc się z ludem przy oblężeniu więzienia-twierdzy.
Wiedziano już tutaj dzięki gońcom, rozlatującym się na wszystkie strony, co się dzieje w Paryżu.
— Spokojniej, spokojniej, Joanno! — mitygowała malarka pani Lebrun. Bo portret twój nie wypadnie tak, jak powinien wypaść dla mojej sławy!
Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ II.
14 Lipca roku 1789.