Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ II.
14 Lipca roku 1789.

Od strony Paryża raz po raz dochodził huk wystrzałów...
Pani Dubarry po każdym odgłosie, przynoszonym przez wiatr, wzdrygała się...
Huczały armaty ludu, zdobywającego Bastylję. Odpowiadały działa forteczne — coraz słabiej i słabiej. Szanse obrony wobec wyczerpywania się skromnych zapasów amunicji malały. Któż kiedy myślał o tem, że... „motłoch Paryski“, popchnięty przez „Kanalję burżuazyjną“, waży się targnąć na symbol absolutyzmu — w samem sercu Francji — w stolicy!
Służba z pałacu Luciennes wyległa od rana przed bramy. Tężyła uszy w stronę Paryża. Śledziła ruch wojsk, które wezwane przez sztafetę, przeciągały po szosie w szalonem tempie na ratunek monarchji, gdyż oddziały gwardji, ulokowanej w stolicy, bądź były niepewne, bądź już zdradziły, łącząc się z ludem przy oblężeniu więzienia-twierdzy.
Wiedziano już tutaj dzięki gońcom, rozlatującym się na wszystkie strony, co się dzieje w Paryżu.
— Spokojniej, spokojniej, Joanno! — mitygowała malarka pani Lebrun. Bo portret twój nie wypadnie tak, jak powinien wypaść dla mojej sławy!