Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

przykro mi, że zwracasz więcej uwagi na ryk głupich dział, niż na moje mądre słowa!...
Dubarry uśmiechnęła się zlekka. Ten huk nie ustawał, rozstrajając ją, budził jakieś nieokreślone złowróżbne przeczucie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

A kiedy ku wieczorowi nadeszły wieści, że symboliczna twierdza despotyzmu runęła — że wściekły radością triumfu lud rozbiera jej głazy i zapowiada, że kamienia na kamieniu nie zostawi z historycznej ciemnicy; kiedy nadto przyniesiono do Luciennes wiadomość, iż lud rozszarpał kilku nienawistnych mu ludzi — winowajców uciemiężenia i drożyzny zboża, a głowy ich obnosi na pikach — pani Dubarry smętnie pokiwała głową i ozwała się cicho:
— Gdyby żył nieboszczyk Ludwik XV nie doszłoby do tego!
I żywa pani Lebrun parsknęła śmiechem...
Ten śmiech podchwyciła nadsłuchująca z przyzwyczajenia garderobiana, pani Picard-Roussel, mimowoli odpowiedziała nań chichotem i, przerażona zdradzeniem swego stanowiska za parawanem, pomknęła do kuchni, zanosząc zebranej tam służbie wyrazy oryginalnego sądu swojej pani.
W kuchni zastała wielką zmianę, Cała kompanja, która rankiem tego dnia z przerażeniem nasłuchiwała gromów, nadchodzących z Paryża, teraz miała twarze rozjaśnione i zalewała się ab-