Wychodząc za ramy mojej powieści, zaznaczę jeszcze dla satysfakcji zawodowych wzmiankarzy i krytyków, którzy przyznają mi, że „mimo braku techniki powieściowej, daję czytelnikowi pożyteczne informacje“, iż portret pani Dubarry pędzla pani Lebrun przetrwał Rewolucję i Rzeczpospolita odmówiła niedawno sprzedania go miljarderowi amerykańskiemu, proponującemu zań bajońskie sumy. Wisi, dotąd w Luwrze — na prawo od moich krytyków z lewicy i na lewo od moich krytyków z prawicy.
Pani Dubarry uspokoiła się po nerwowem wstrząśnieniu, którego doznała podczas czterogodzinnego szturmu Bastylji. Rozpieszczona przez życie, nie znosiła uczuć przykrych i posiadała dar odpędzania ich od siebie. Wyraziła się nawet, nie bez dużej dozy naiwności: „Myślę, że sam lud, znalazłszy w Bastylji tylko siedmiu więźniów, gdy spodziewał się, że znajdzie tam tysiące, przekonał się, że nie było o co się dobijać. Ostatecznie król jest zbyt dobry, aby nasz poczciwy ludek chciał mu wyrządzić na serjo jakąś przykrość!“