Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

Przy wieczerzy usługiwał im murzyn Zamore, a raczej komenderował podającymi półmiski.
Nagle zwrócił się do swojej pani:
— Czy mogę nalać wina obywatelce Dubarry?
Podniosła nań oczy pełne zdumienia. Nie lubiła tego „nowego“ słowa — a tu padło ono z ust, z których zawsze słyszała wyraz: „hrabina“. Pan d‘Angremont sponsowiał — śledził twarz murzyna, marszcząc brwi.
Zamore pokazał zęby w uśmiechu. Odpowiedział na nieme zapytanie:
— Salenave opowiada mi, że... już zniesiono tytuły tych, co nic nie robią.
W odpowiedzi tej bezczelność mieszała się z naiwnością. Hrabina oniemiała.
— Obywatelko Dubarry! — rzucił d‘Angremont — ten głuptas, o ile wiem, nic tu nie robi, a korzysta z tytułu zarządcy Luciennes, udzielonego mu łaską Ludwika.
— Tak jest.
— No, to znieś jego tytuł i każ mu się wynieść do kuchni... Gdyby był mędrszy, należałoby go wypędzić.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Znalazłszy się w pokoju służbowym, murzyn ze złości tarzał się po podłodze. Opowiadał krzykiem o despekcie, który go spotkał za radą tego „książątka“.