gujący w piwnicach swój dziennik, żąda tylko konstytucyjnej monarchji. Francuzi kochają piękno monarchji i bądź co bądź miłują Ludwika! Oni...
— Piękna mi to miłość — przerwał mu szorstko de Brissac — która ostrzy zęby i miota przekleństwa na króla i królową! Wygląda to wszystko na przygotowywanie się narodu-tygrysa do skoku, przy którym... kły wpiją się w gardło monarsze!
— To znaczy, że... pszczoły francuskie nie miałyby instynktu samozachowawczego? — spytała pani Dubarry, której twarz niezwykle spoważniała. Mój Boże! cóżby się stało naówczas... chyba wszyscy zaczęliby się mordować wzajem?!...
Jakby w odpowiedzi na jej słowa wiatr poruszył naraz mocniej gałęźmi i zdaleka dobiegł grom zbliżającej się burzy.
Wszyscy zamilkli i zwiesili głowy. Jakieś złe przeczucie ściskało im serca. Byli wszyscy czworo rozbitkami tej epoki, albo wkrótce mieli się stać nimi.
Gorzej! — wszystkie te cztery głowy piękne skazane były na śmierć gwałtowną — jednej groził drąg mordercy, drugiej topór kata, dwie miały spaść pod nożem gilotyny.
— Będzie burza! — ozwała się pani Dubarry. Chodźmy do pokojów... Śmierć, jeśli nas cze-
Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.