mauzoleum, przy którem przesiadywał co dnia całemi godzinami. Zresztą czytał naówczas wesołe opowieści Woltera.
Wreszcie młodzieńcza melancholja Maussabré zubożałego szlachetki, despotyzowanego przez wuja, zaciekłego arystokratę, który udręczał go dyktowaniem swoich pamiętników i korespondencji, mająca źródło we wczesnem sieroctwie, w zdradzie kochanki, w nieprzystosowaniu do życia słabej woli — posiadała oryginalne tony wielkiego patosu i nagle wybuchających porywów ambitnej tęsknoty ku czemuś wielkiemu. Wielbił Rousseau za jego „Nową Heloizę“; zaimponował mu Robespierre swoją mową przeciw karze śmierci; w przebraniu uczęszczał do Klubu Kordelierów, aby poić się gromami wymowy Dantona, i w tajni duszy przyznawał nawet słuszność artykułom Marata, dowodzącego, że Zgromadzenie Narodowe „oszukało lud robotniczy, stanowiąc majątkowy cenzus wyborczy“.
Ale te heretyckie w jego sferze poglądy krył w sobie, posmutniały chaosem, który nowa epoka wywołała w jego młodej głowie, — i tylko, czasami, pobudzony żywiej w dyskusji, wybuchał płomiennem oskarżeniem przeszłości, obroną prądów nowożytnych... i szybko gasł znowu. Wysoce humanitarny, mięki, jak jego długie jedwabiste włosy, które, spadając na czoło, (nie nosił bowiem peruki), zakrywały chwilami śliczne błękitne oczy — wzdrygał się Maussabré przed
Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.