Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech będzie Natura! — niecierpliwie zgodził się de Brissac. Żadne prawo nie poprawi tej przyrodzonej nierówności dla utopji szczęścia. Choćby nowy gwałt usunął miłą burżuazji, depcącej nasze przywileje — nierówność majątkową! Grabież w tym duchu już rozpoczęto, konfiskując nasze majątki, zdobyte krwią, przelaną za ojczyznę, i odbierając duchowieństwu jego dobra, ofiarowane mu przez pobożność stuleci. Dążymy w przepaść, która pochłonie inicjatywę przedsiębiorczości gospodarczej oszczędnych, zmierzających słusznie do fortuny...
— Rewolucja nasza nie dąży do fikcji — burzył się Maussabré. Artykuł 2-gi i 17-y Deklaracji Praw Człowieka stanowi świętość i nienaruszalność własności!
— Oto jest logika pańskich apostołów równości! — roześmiał się d‘Escourt. Ale może ci panowie zechcą się poprawić. Toć Pétion w Zgromadzeniu Narodowem już rzucił słówko „własność jest kradzieżą!“[1] — krzyknął zgorszony de Brissac.
— Wszelako ideą czasu — bronił się Maussabré — jest słuszna zasada: „nierówność socjalna może się opierać tylko na dobru ogólnem“ — tak głosi artykuł 1-y.

— Pytanie tylko, jak je rozumieć — każdy wyobrazi ją sobie inaczej. Ogólnik, jak deklara-

  1. Teza, przypisywana Proudhon’owi, który ją powtórzył za Pétionem.