Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale jest mądrą przestrogą dla gwałtu na szczytach władzy! — wypalił Maussabré.
Pani Dubarry, która śledziła z uwagą mrużące się złośliwie, mądre oczy d‘Escourt‘a i zapatrzyła się w jego piękne męskie oblicze, kiedy rozwijał swoje krytyczne komentarze do Deklaracji, pojmała na sobie wzrok nagle zamilkłego księcia de Brissac. Zwróciła się naraz do Maussabré, mówiąc.
— Teraz pan ma głos... Słuchamy!
Maussabré powstał, jął z zapałem mówić o tym wspaniałym idealizmie, z jakim Zgromadzenie Narodowe przystąpiło do usunięcia prastarych krzywd, które „przytłoczyły cierpliwą ziemię francuską, doprowadziły znędzniały lud do rozpaczy, zagroziły państwu bankructwem.
— Pomyślcie — wołał — utrzymać 24000 próżniaczych mnichów i 36000 mniszek — czy to trochę nie zawiele?! Dźwigać garb z magnaterji, której jedyną zasługą stało się „dobre urodzenie“, a pracą — polowanie, bezkarnie niszczące zasiewy rolnika. I za wszystko płacił tylko nędzarz lud, któremu nakazano pod grozą komornika kupować od skarbu po siedem funtów soli rocznie na każdego chłopa od lat siedmiu! Kiedy on to zje?... i z czego zapłaci?! 4000 sekwestrów i 3500 uwięzień za niedobory rocznie — oto rezultat tego systemu!...
Pani Dubarry — niepomna w tej chwili swoich bogactw — z zachwytem śledziła płomieniejącą twarz pięknego młodzieńca, który poru-