szał swojem krasomówstwem czułe struny jej duszy.
Nagle znowu uczuła na sobie chmurne spojrzenie milczącego de Brissac‘a. Młody Maussabré urwał. Czuł, że sprawia boleść starcowi tą rejestracją prawd gorzkich i faktów niezaprzeczonych. Ale pani Dubarry miała wrażenie, że de Brissac nie słuchał już dawno. Obserwowała go, nie patrząc, jak to potrafią kobiety.
— Cóż powie teraz nasz książę-arbiter? — spytała, obejmując go rzewnem spojrzeniem.
— Nic! — powstał. Na mnie pora. Jadę do tego kotła czarownic, w którym mieszają się jady Wczoraj z jadami Jutra.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Odprowadziła go do pierwszego stopnia tarasu, przed którym oczekiwała kareta gubernatorska z zeskrobanemi gwoli czasowi herbami de Brissac‘ów.
Na gościńcu zerwała się kurzawa... Zadął wicher i spadły pierwsze grube krople deszczu.
— Racz książę przynajmniej przeczekać burzę. Bo będę się niepokoiła o Ciebie.
— Nie mogę... A gdyby piorun ugodził mnie w drodze, nie można marzyć w obecnych czasach o piękniejszej śmierci! I nagrodą za grobem byłyby mi łzy w Twoich oczach, pani, choć nie chciałbym nigdy ich zasmucić.
Uścisnęła mu mocno rękę przy pożegnaniu.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |