ci, iż winna była, gdyby przeważył instynkt samozachowawczy, odrzec się tej miłości — ale ona nie chciała, lub nie mogła chcieć!...
∗ ∗
∗ |
Kim był de Brissac?
Był gubernatorem Paryża, pułkownikiem królewskiej straży przybocznej. Ale nie o tytuły, godności i potęgę władzy tu chodzi. Podkreślmy świadectwo dziejopisów epoki, że był wytwornym szlachcicem, który, podążając za królem w procesji paziów i karoc, nie posiadał w sobie nic z tej pochlebczej niewolniczej płaskości, co znamionuje pospolite dworactwo: nosił on z dumą swoje historyczne nazwisko i był niby bohater z odległej epoki Ludwika XIV, tak samo krojem duszy, jak i odzieży. Pospolitym błędem rewolucyjnego myślenia jest, że nie potrafi ono utrzymać się w granicach naprawy zła przeszłości, lub stwierdzenia konieczności przemian w stosunku do kształtów przeżytych; chce ono także zadeptać z kretesem, pohańbić osądem, potępić absolutnie wszystkie formy minionego okresu. A przecież, gdyby przeszłość była absolutnie bezwartościową, gdyby nie kryła w sobie żadnych zarodków cnót i piękna — wypadałoby zrozpaczyć o ludzkości, zwątpić, czy istnieje cokolwiek, co daje się przerobić na dobre. Absolutne zło historji uprawniałoby do absolutnego sceptycyzmu na przyszłość!