Tedy, cokolwiek myślimy o cieniach epoki schyłkowej XVIII stulecia, winniśmy oddać hołd należny temu czcigodnemu wzorowi honoru rycerskiego, urodzonemu żołnierzowi, dziedzicowi męskich cnót starej Francji, a zarazem wcieleniu szlachetnej i najsubtelniejszej galanterji. Ten piękny starzec — mówią o nim Goncourt‘owie — ostatni z kawalerów salonu, odprysk wielkiego rodu de Brissac‘ów, potrafiący przemawiać językiem głębokich uczuć jakiejś Klelji lub Astrei, Ludwik-Herkules-Timoleon de Brissac — na kolanach przed hrabiną Dubarry, swoim kultem dla niej, swą zbożnie-delikatną czcią, „osłania przed surowym wyrokiem historji kobietę, która takiego człowieka potrafiła natchnąć tak głęboką i piękną miłością“... A być może — tak brzmi dalej trafny sąd biografów pani Dubarry — „to światło, które opromienia ją w tej ostatniej epoce jej życia, które ukazuje ją nam pełną taktu, daleką od wszelkiej swawoli, a równocześnie odległą od pruderji, która zadaje kłam wszystkim paszkwilom, prześladującym ją w one dni i każe je odrzucić z pogardą — zawdzięczała ona bodaj wpływowi na nią miłości takiego człowieka, jakim był de Brissac!“
Jednym z najpotworniejszych aktów historji Rewolucji francuskiej są masowe mordy, doko-