Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

za ladajaki gest, za słówko, lub zgoła za nic — poprostu za to, że należeli do warstwy uprzywilejowanej przez przeszłość. Nadto zeszpeciły się przytem twarze współwinnych w rządzie — Żyrondystów, którzy nie potrafili ustrzedz od plamy tchórzliwego pobłażania złemu swoich szlachetniejszych oblicz i... odpokutowali tę winę później, jako i Danton, pod gilotyną.
Prawda, że owej fatalnej godziny tłum oszalał, czuł, iż ojczyzna znajduje się w niebezpieczeństwie — węszył wszędzie zdrady — oczyma strachu widział już wkraczające w granice Francji zastępy Prusaków... Chciano wyzwolić się od podejrzanych o rojalizm i spiski z emigracją, przerazić opornych; krwią zamordowanych sklejano rewolucjonistów-patrjotów! A Danton umył ręce, jak Piłat...
Komornik Maillard „sądził“ aresztantów na dziedzińcach więzień paryskich. Z cel wyciągał ich tłum i stawiał przed nim i ochotnikami-ławnikami. Jeżeli sędziowie opuszczali szpady, więźnia puszczano wolno, kiedy mówili: „odprowadzić go“ — znaczyło to, że ma iść na kaźń. Załatwiano się ze skazańcami w minutę, gdzieś w kurytarzu więziennym, lub w kącie podwórza. Fale rzezi rozpostarły się z Paryża na więzienie w Wersalu.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

O tym samym czasie w więzieniu Orleańskiem siedział już książę de Brissac.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .