Poseł wie, że namowy nic nie wskórają. Kłania się — odchodzi.
Książę zasiada do biórka — i pisze jeden list — drugi — do pani Dubarry.
O świcie budzi adjutanta, śpiącego w sąsiednim pokoju. Od kilku dni jest nim Maussabré.
— Mój kochany! bądź tak dobry, zawieź to do Luciennes.
Wręcza mu list.
Równocześnie zjawiają się żandarmi.
Za chwil parę książę znajduje się pod eskortą w drodze do fortecy w Orleanie, gdzie więżą politycznych przestępców, oskarżonych o zbrodnie najcięższej wagi.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Ów pierwszy list, pisany w momencie aresztu, mówi tylko o szczęściu miłości. Nie będą innej treści następne, słane z więzienia.
Pani Dubarry traci głowę — rozpacza — stawia na nogi d‘Escourt‘a, cały sztab przyjaciół, aby wyrwać księcia de Brissac z fortecy. Oczywiście jest bezsilną.
Maussabré udaje się niezwłocznie za księciem do Orleanu i przywozi jej list, w którym książę zawiadamia ją krótko:
„Przybyłem tu szczęśliwie. Bądź zdrowa, ukochana.“
Codzień goniec pani Dubarry jest w drodze do Orleanu. Zawozi księciu jej listy — przywozi jej listy od więźnia. Zachowała się ich wiązanka.