nej chwili — bez okrzyku — zagłębił mu nóż w serce...
Ów wali się — nie zdążywszy wydać jęku... W otworze ukazuje się inna głowa — ruda — ze świecącemi, jak u wilka, ślepiami.
De Brissac uderza go nożem w skroń...
Z otworu zwiesiła się martwa głowa; z czarnych ust bluzgnęła krwawa piana...
Za drzwiami słychać krzyki wściekłości... Teraz drzwi są już wyłamane — runęły na podłogę...
Celę zapełnia gromada rozwścieczonych ludzi — nie! stado ryczących zwierząt.
Sięgają ku niemu mnogie ramiona. Wydziera się im. Starzec ma teraz siłę atlety. Wichurą siwych włosów w strząsa na przepięknej, dumnej głowie. Jest wspaniały, jak lew... Zwinny jak tygrys. Uskoczył im raz jeden i drugi. Runął na strwożonych, cofających się kilkakroć. Wbił znowu nóż temu i owemu. Innego poranił pięścią. Tego kopnął w brzuch — tamtego nogą zdeptał... Słychać jęki i wrzaski.
— Podli tchórze! — rzuca im w oczy.
Zawstydzili się — zachęcają się wzajem do natarcia. I naraz ruszyli nań całą gromadą... Legł pod naporem rąk i kolan... Jeszcze usiłuje wyrwać się im — miota się pod splotem dławiących go ciał...
Ale już ktoś podnosi żelazny łom...
Okrutny cios spada na głowę.
Skończyło się wszystko...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |