Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

„Syn mój był dzisiaj u mnie. Całował mi ręce, jak wtedy, gdy był maleńki i wyszedł z groźnej choroby, którą wyleczyłam, przystawiając mu osobiście pijawki dla upustu złej krwi. Powiedział mi, że jestem mędrsza od Królowej Saby.
A wszakże nie było nic prostszego od mojej rady.
Tylko, że to pokolenie jest już tak zepsute, iż przestało rozumieć najnaturalniejsze rzeczy. To może wpływ tej rewolucji i obrzydliwego Robespierre‘a, który jest bigotem, a nie spełnia pierwszego obowiązku czci względem tego, co Bóg sam urządził najlepiej ze wszystkiego na świecie: odwraca się od kobiet, a za to jedno sam zasłużył na gilotynę, którą tak szafuje, choć właściwiej byłoby go powiesić, bo ta nowa maszyna jest obrzydliwym brakiem smaku, godnym epoki...
Asceza jest dobra dla świętych, ale nie dla ludzi przyzwoitych naszego stanu. Rozumiem, że konieczne są pewne wstępne ceregiele, nawet bardzo długie, bo nie jesteśmy chłopstwem, ani bydłem. Ten cudowny Crébillon ślicznie to pokazał. Kobieta winna odmawiać na nowo po każdem zezwoleniu, aby mężczyzna znowu umiał prosić. Ale jeżeli kobieta całkiem odmawia układnemu mężczyźnie, to jest to już oschłość serca i zupełny bezwstyd. A mężczyzna, który nie posiada zmysłów i nie umie chodzić koło dam, tak aby musiały paść mu w ramiona — jest już chyba potworem i nie zasługuje na to, że się