Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

Urządziła w Luciennes lazaret dla żołnierzy Gwardji Szwajcarskiej, rannych podczas najścia tłumu na pałac królewski. Pisze do Marji Antoniny list, donoszący jej, że „czują się zdrowi, lecz woleliby umrzeć za Jej Królewską Mość“. Nie dba o siebie — nie myśli o tem, że, jeżeli ten list wpadnie w ręce trybunału, ona odpowie za to głową. Wszystko jej jedno! W tej epoce nie zna egoizmu — nie ma w sobie instynktu samozachowawczego.
Dowiodła tego już w procesie d‘Angremont‘a.
Wezwano ją przed komisję śledczą konwentu, odczytano nieostrożne słowa podsądnego:
„Ci co chcą poprawiać krzywizny świata, niechby raczej wprzód poprawili swoje krzywe pyski. Nie wypada mi przywłaszczać sobie tego dowcipnego aforyzmu. Zawdzięczam go najpiękniejszej kobiecie Francji, która zna się dobrze na twarzach ludzkich — pani Dubarry.“
Pytają ją: Czy to powiedziała?
Odpowiada:
— Czy książę d‘Angremont mógłby kłamać?
W tej komisji tkwiła jeszcze uczciwość: a może uszanowano niezwykłą odwagę, lub ulitowano się nad brakiem rozsądku. Przewodniczący sam wykreślił fatalny ustęp w zapędnem zeznaniu d‘Angremont‘a — poczem puszczono ją wolno.
Tem śmielszą jest później. Wypisuje umyślnie z Paryża wiodące nędzny żywot niedobitki — pisma monarchiczne. Odsyła nadesłane jej