Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

seula prysnęło przez jedną noc. Wczoraj król przy podpisywaniu jakiegoś aktu cisnął z gniewem pióro, miast podać je zwyczajem Choiseulowi. Ten wyszedł urażony w milczeniu. Król zapytał księcia Condé: „Będzie pan tu jutro rano?“ „Tak, sire!“ — odparł książę. Został przez noc w Wersalu i traktował z protegowanymi pani Dubarry w sprawie portfelu. Nazajutrz król, udając się na polowanie, napisał poprostu suchy liścik do Choiseula: „Pańskie usługi będą mi nadal zbyteczne — racz się pan udać do Chanteloup aż do dalszych rozkazów“. Tak się to tutaj robi. Minister Praslin także wygnany.
Na dworze gwar, szepty, podsłuchiwania za drzwiami. „Panuje tu piekło i sejm polski“.[1] Książę dziś był u Dubarry podczas uroczystości jej rannego wstawania, gdy ciżba dworaków i dostawców napełnia sąsiadujące z sypialnią salony. Wymówiła sobie jakieś obietnice dla swoich protegowanych. Książę natomiast przyrzekł udzielić portfel ministra spraw zagranicznych d‘Aiguillon‘owi.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„Nie wysłałem listu onegdaj, aby skreślić dalszy bieg wypadków. Ministerstwo już sformowane z kreatur tej Dubarry. Stało się to w dziwaczny sposób, możliwy tylko przy

  1. Zdanie oryginalne z tej epoki (P. A.)