Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

się, że jej szwagier w taki sposób manifestuje swój powrót do stolicy, kazała mu powiedzieć, że „powinien siedemkroć obrócić język w gębie, zanim coś powie“. Odmówiła mu kredytu, gdyż inaczej niepodobna było zahamować tej pompy szantażu i wyzysku, a na skrępowanie jego języka nie było rady. Pił bowiem zawzięcie, niekiedy aż do napadu „białej gorączki“, a wtedy „musiał mówić prawdę“, powołując się na tezę rzymską: In vino veritas.
Niedopuszczony do niej, urażony cofnięciem kredytów, polecił jej powiedzieć, że znajdzie sposób ukarania jej „czarnej niewdzięczności“.
I niebawem nabawił ją goryczy.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Pewnego dnia przyszła odwiedzić panią Dubarry piękna i mądra księżna de Forcalquier. Obecnie zabiegała o jej przyjaźń, sama zaprosiła się do jej stołu. Było to jedno z największych zwycięstw towarzyskich pani Dubarry. Poprzedziła je arcykoronkowa dyplomacja. Oto pani Dubarry, na balu dworskim spostrzegłszy, że księżnej wypadł z ręki wachlarz schyliła się i podniosła go, a doręczając jej zgubę, rzekła:
— Sądzę, że tu nikt nie weźmie mi za złe, iż oddaję hołd pięknu!
Zawstydzona wspaniałomyślnością pani Dubarry, dotychczas zazdrosna o zaćmiewający ją urok tamtej, księżna ozwała się z niskim pokłonem: