Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

porozmawiać z nią dla rozrywki, dręczącą zawiłość swoich myśli, niepotrzebnych owej zakłamanej epoce, rozprószyć jej szczerością i prostotą — unikatem na dworze! Była jej życzliwą niezmiernie. Sąsiadowała z nią na ucztach, jakkolwiek przed trzema zaledwo miesiącami wyraziła się, iż prędzej nastąpi trzęsienie ziemie we Francji, niż ona zje łyżkę strawy przy stole „tej awanturniczej parwenjuszki“.
Tego dnia zjawiła się w ważnej sprawie. Całując, podała jej do przeczytania drobny rękopis:
— Przyszłam cię ostrzedz, hrabino! Wybacz, że cię zmuszam do przeczytania tego brudnego świstka. Musisz poznać zawczasu niebezpieczeństwo.
Dubarry, naprzemian blednąc i rumieniąc się, odczytała pocichu:

Nierządnico!
Przecz dumne masz lico?!
Hrabino!
Co godności twej przyczyną?!...
Toć znów pójdziesz ulicą, —
Gdy twe wdzięki przeminą,
Zżółknie ładne twe lico!...

Kiedyś szła z zapłatą mnicha szparko,
Kiedy z matką kucharką
Sprzedawałaś na wyścigi ciało —
Nie byłaś wcale białą,
Ani tak dumną!... Do czarta!
I dziś czarna jesteś i nie więcej warta!!...