możliwić cię w oczach króla. Potem zamierza podrzucić królowi inną kochankę. Już ma ją w zapasie. To człowiek, który posiada ambicje nigdy niesyte. Narazie zadowolnił się złotem. Ustąpił d‘Aiguillon‘owi i Maupeou. Teraz znowu pała chęcią rządzenia.
— Kto taki?! — już odgadywała, a nie chciała jeszcze wierzyć.
— Jean Dubarry!
— Szubrawiec!... Kogóż to rai królowi?
— Swoją siostrzenicę, Adolfinę Dubarry.
— To dziecko?!
— Tak jest.
— Szubrawiec!... A czy król ją widział?
— Widział!
— Co mówił?
— Ślinka mu pociekła... Szczerzył zęby w uśmiechu.
— Ale przecież... on już wyszumiał się.
— Biedna Joanno! nie wiesz chyba o tem, że mężczyźni na starość — wbrew niemocy swojej — wstępują w nową wiosnę... lubieżności. Nie gryzą strawy, ale lubią łykać ślinkę.
— Ach, wiem!... Znałam kiedyś takiego opata...
— Uprzedziłam cię. Broń się!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Biedna hrabina miała narazie inny kłopot. Odnalazł się jej mąż. Zapowiedział jej swoją wizytę z zapytaniem: kiedy może odwiedzić „dro-