Otworzyła oczy boleśnie. Najboleśniejszem było to, że okazało się, iż śród stręczycieli znalazł się... jej kochanek, ks. d‘Aiguillon.
— Potwór! — krzyknęła.
Natychmiast napisała liścik do d ‘Aiguillon‘a tej treści:
„Ostatnio zaniedbałeś mnie dla zajęć państwowych. Stęskniłam się za tobą. Racz przyjąć do mnie zaproszenie na wieczór dzisiejszy. Będzie tylko Terray“.
Równocześnie zaprosiła jeneralnego kontrolera, którego uważała za swego najzaufańszego druha. Chciała mieć świadka rozstrzygającej rozmowy z księciem d‘Aiguillon i pohańbić miłośnika w obecności jego przyjaciela, który wiedział o ich dawnym stosunku.
D‘Aiguillon i Terray zjawili się równocześnie na oznaczoną godzinę w Luciennes. Po doskonałej wieczerzy, przy której gospodyni czarowała ich szalonem weselem, — pod niem do czasu kryła gorycz i knuła zdarcie maski z d‘Aiguillona, — obaj byli w świetnych humorach. Popijali wyborną mokkę i nie mogli dosyć nachwalić się różnych gatunków likieru i geniuszu mnichów, co je robili. Zapaliła sama obu fajki. I salonik napełnił się aromatem dymu z wyśmienitych tytoniów tureckich.