Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

Jej twarz spłonęła purpurą, zaiskrzyły się oczy, głos stłumiły łzy. Rzuciła w gniewnej żałości:
— D‘Aiguillon! dlaczegoś to uczynił?!
— Śmieszne pytanie!... Dlaczego?... Król ma żal do mnie za moją politykę: żem jakoby dozwolił Rosji utuczyć się na Polsce. Bąknął nawet o powrocie Choiseula do władzy. Musiałem poświęcić ciebie, aby zająć lepiej myśl króla nową faworytą.
— A ja?! — biła się w piersi w gniewie i żalu.
— Cóż ty?! Nie jesteś wieczna. Zresztą zasłużyłaś na zmianę losu... Zdradziłaś króla. Ha! ha! ha!
Nie wiedziała, jak się to stało. Ciężką cukiernicę ze złota już trzymała oburącz, podniosła — rzuciła nią przez stół w twarz d‘Aiguillona.
Syknął z bólu. Kurz cukrowy zasypał mu oczy. Cukiernica — na jego szczęście — uderzyła wyżej oczu, w czoło. Spadła na stół, rozbijając z brzękiem talerz. Kawałki cukru potoczyły się na posadzkę. Na czole wyskoczył momentalnie guz z krwawym znakiem w pośrodku.
Książę ścisnął zęby. Podniósł rękę do czoła. Spojrzał na palce: ujrzał smugę krwi. Terray bez tchu patrzył na tę scenę. Dubarry niema stała, wpatrując się w d‘Aiguillona — sama była przerażona niespodzianką swego wybuchu. Książę opanował się — zwrócił się do Terray‘a.