Rada była dobra, choć niemiła dla pani Dubarry, której ambicją było wyłącznie czarować monarchę. Zresztą nie posiadała ona tych darów natury męskiej, które pozwoliły pani Pompadour, przy równoczesnem pełnieniu roli dostawczyni zmiennych rozkoszy wobec króla, grać tem pewniejszą a górniejszą rolę — władczyni Francji. Nie dorosła do tej drugiej roli; drżała, że przestawszy czarować, może zejść do nicości.
Na razie rada okazała się zbyteczną. Król przechodził pewien kryzys duchowy. Wyrzekał się zmysłowości, pozostawiając Dubarry samej sobie, obojętny na dochodzące doń szepty o jej urzeczeniu przez oczy d‘Aiguillon‘a. Marzył o znalezieniu śród dam dworu przedmiotu miłości platonicznej, jakim była dlań rychło po śmierci Pompadour czarująca hrabina de Seran, względem której odgrywał rolę powściągliwego kawalera. Ale w tych poszukiwaniach przeszkodziła mu córka Ludwika, która zwróciła oczy starzejącego się króla na „rzeczy, dalekie od tego padołu.“
Surowa karmelitka podejmowała już raz próbę odgrodzenia swego królewskiego ojca od grzesznych pokus. Powiodło się to jej tylko pozornie. Król słuchał z przejęciem kazań córki, podziwiał jej cnotę i wymowę i korzył się przed Panem nad Pany w czasie mszy porannej wspólnie z przygodnemi kochankami, które grzeszyły z nim w nocy. Były to paroksyzmy jakiejś nabożnej rozpusty!...
Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.