Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

raczej ufny w swoją misję, ważył się na przejrzyste alegorje.
Opowiadał o grzesznym królu Dawidzie, który „przesycony rozkoszami, chory, szukał ulgi w obrzydliwości zmysłów: — młode dziewczęta ściągał w swoje starcze łoże, wywołując gniew Pana nad Pany“.
Pani Dubarry uciekła z jednego z takich kazań. Wyrzucała potem królowi, że nie poskramia „zapominającego się klechy“.
— Czego chcesz, moja droga? On pełni swój urząd, jak ja pełniłem swój. I kto wie? — może on swój pełni lepiej!
Zagryzła wargi.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W Wielki Piątek młody ksiądz miał kazanie, które wstrząsnęło królem do głębi. Jakoby grom weń uderzył. Dniem i nocą prześladowały wystraszoną wyobraźnię monarchy słowa kaznodziei, który za temat przemówienia obrał „przypadek śmierci“.
Jeszcze niedawno, chcąc starzejącemu się królowi sprawić przyjemne złudzenie „Gazette de France“ wygłosiła tezę, że w bieżącem stuleciu liczba ludzi stuletnich wzrosła i długowieczność jest zjawiskiem postępującem. Opat rozbił tę złudę z rozmysłem, aby zaprotestować przeciw pochlebstwu, zatwardzającemu — jak sądził — sumienie królewskie. Wskazał monarsze, jak blisko śmierć krąży wokół niego. Przypomniał wczesną