dworze Wersalskim, z zamiarem zażądania od króla, aby oddalił konkubinę. Misję tę uważał za przykrą, gdyż w skrytości ducha musiał przyznać, że pani Dubarry oddała wielkie usługi kościołowi, dopomagając do usunięcia wolnomyślnego Choiseul‘a i zniweczenia liberalnego parlamentu. Tymczasem w przeddzień Richelieu, d‘Aiguillon, Fronsac i pani Dubarry uradzili, że wizyta arcybiskupa winna nosić charakter wyłącznie grzecznościowy. Nawet księżna Adelaida zgodziła się, że samo napomknięcie o udzieleniu choremu Św. Sakramentów może przerazić króla i wywołać śmierć przedwczesną.
Kiedy o 11-ej rano arcybiskup Beaumont zmierzał do drzwi sypialni monarszej, zastąpił mu drogę d‘Aiguillon i ozwał się w zwykłym mu tonie cynicznym:
— Spodziewamy się, że Wasza Arcy-Wielebność nie zjawia się po to, aby chorego pchnąć „teologicznym ciosem“ w przepaść śmierci. Równałoby się to powrotowi Choiseul‘a i usunięciu Dubarry, t. j. zaszkodzeniu przyjaciółce kościoła i pomożeniu wrogowi kościoła.
A zniżając głos dodał:
— Jeżeli arcybiskup pozostawi chorego w spokoju, winien otrzymać kapelusz kardynalski, za co ja głową poręczam.
Arcybiskup odparł:
— Znam swoje obowiązki względem kościoła.
Wszedł na kwadrans do sypialni; o spowiedzi i komunji nie wspomniał. Chory uznał to za
Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.