Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

nia — w ciągłej wichurze balów dworskich, w ustawicznej pogoni za rozkoszami sama nie podejrzewała.

Co prawda do tej nagłej zmiany duchowej, do przełożenia słodkiego lenistwa ciszy klasztornej nad dotychczasowe denerwujące wieczną ruchliwością próżniactwo, przyczynił się w najwyższym stopniu wpływ moralny sympatycznej, pobożnej bez fałszu, przeoryszy klasztoru Pont-aux-Dames. Była to osoba, posiadająca urok wielkiej równowagi ducha, daleka od dewocji, szczera chrześcianka, bez fanatyzmu, nadto intuicją odczuwająca serca ludzi świeckich, mądrze wyrozumiała na błędy ludzkie. O jej przeszłości mówiono różnie. Jedni twierdzili, że wstąpiła do klasztoru, ponieważ człowiek, którego kochała, jakiś cudzoziemiec — podobno syn magnata polskiego, podróżujący zagranicą, zabił się pod jej oknami, zrażony pozorną obojętnością, która była poszanowaniem praw kochającej go małżonki; słowem miała być okazem niezwykłym w swojem zepsutem stuleciu. Inni napozór twierdzili, że przeciwnie była zamłodu kusicielką, która uprawiała sport rozłączania zakochanych mężów z kochającemi żonami, przyprawiła kilka z nich o samobójstwo i syta zbrodni miłosnych, wstąpiła dla pokuty do klasztoru. Tak, czy inaczej, czy zrzekła się uciech miłości na skutek jakiejś ciemnej tragedji dziewiczego serca, czy powodem jej skruchy był przesyt miłości — miała ona dar czytania w duszach ludzkich i koiła cudze cier-